Zamknięcie polskich szkół w związku z epidemią koronawirusa sprawiło, że dzieci przynajmniej częściowo straciły możliwość normalnej nauki. Jednak telewizja publiczna bohatersko pomaga im w tych trudnych czasach organizując lekcje pod nazwą „Szkoła z TVP”. W Internecie aż roi się od krytyki wytykającej karygodne i jednocześnie komiczne błędy popełniane przez nauczycieli.
Wydawałoby się, że skoro telewizja publiczna bierze się za organizowanie lekcji dla milionów polskich dzieci, będą one wzorcowe pod każdym względem. Że poprowadzą je najlepsi nauczyciele z wykorzystaniem najlepszych metod nauczania i przynajmniej stworzą wrażenie, że polski system edukacji jakoś się trzyma. Niestety nic takiego się nie stało. W tym wpisie rozbieram na czynniki pierwsze przykładowe lekcje języka angielskiego, które proponuje nam TVP. Celowo nie przytaczam imion i nazwisk nauczycieli, bo nie chodzi tutaj o to, aby napiętnować konkretne osoby, a raczej dość powszechne zjawiska.
To lekcja polskiego czy angielskiego?
Jedną z pierwszych rzeczy, na które zwróciłem uwagę oglądając lekcje angielskiego Szkoły z TVP był fakt, że nauczyciele mówią po polsku częściej, niż po angielsku. Oczywiście nie jest tak, że na każdej lekcji trzeba mówić tylko i wyłącznie w języku obcym. To w dużej mierze kwestia wyczucia. Do młodszych dzieci częściej mówi się po polsku, niż do starszych, które rozumieją znacznie więcej.
Paradoksalnie najwięcej języka polskiego usłyszymy tam, gdzie powinno być go jak najmniej, czyli w lekcjach przeznaczonych dla najstarszych (klasa VIII). Rekordy bije tutaj nauczyciel angielskiego pracujący na co dzień w jednej z lubelskich szkół. Sympatyczny skądinąd pan mówi po angielsku tylko wtedy, kiedy… czyta. Nie mówi choćby jednego zdania od siebie. Wszystkie reguły gramatyczne przedstawia po polsku i na język polski tłumaczy teksty z ćwiczeń, które uczniowie powinni bez problemu rozumieć.
Jest to przykład, który najbardziej rzucił mi się w oczy. Nie wszyscy nauczyciele postępują jednak w ten sposób. Jedną z niewielu rzeczy, za które można pochwalić panią objaśniającą, czym jest Present Perfect (o którym poniżej) jest rozsądniejsze posługiwanie się językiem polskim (mniej więcej pół na pół z angielskim).
Obejrzałam miłą panią na lekcji niemieckiego dla klasy VIII.
Szkoda ze lekcja po polsku, niemieckiego jak na lekarstwo.
I w zasadzie wykład o budowie zdania – czyli lekcja języka polskiego z niemieckim w tle. pic.twitter.com/4zsloR6mVb— Dorota Zawadzka (@SuperNiania) April 2, 2020
Nudna gramatyka
Jak można wybrać jako temat lekcji „Present Perfect”, a następnie zakomunikować uczniom, że jest to trudny czas? To tak, jak strzelić sobie w kolano, a następnie prosto między oczy. Czy ktokolwiek spodziewa się, że po takim początku lekcji uczniowie będą słuchać z uwagą? Oczywiście, że nie…
Języki obce, jak mało który przedmiot, nadają się do tego, aby lekcje uczynić maksymalnie interesującymi. Bardzo łatwo znaleźć temat, który przykuje uwagę uczniów i sprawi, że nauczą się czegoś nowego „przy okazji”. Określone konstrukcje gramatyczne powinny być jedynie narzędziem, którym posługują się uczniowie mówiąc o istotnych dla nich rzeczach. Tymczasem okazuje się, że głównym tematem lekcji jest odmiana przykładowego czasownika przez wszystkie osoby.
Mejbi… trzeba poszukać innego dżoba
Nie oszukujmy się. W polskich szkołach pracują niemal wyłącznie polscy nauczyciele, najczęściej po filologii. Wynika to z dwóch czynników: po pierwsze trudniej jest znaleźć tzw. native speakera, a po drugie obcokrajowcy z reguły wolą uczyć w szkołach prywatnych, gdzie są lepiej opłacani lub udzielać prywatnych korepetycji.
Nikt nie wymaga od Polaków uczących np. języka angielskiego nieskazitelnej wymowy, która mogłaby równać się z profesorami Oxfordu. Chodzi jednak o pewną przyzwoitość. Przeciętny nauczyciel angielskiego (lub innego dowolnego języka) jest najczęściej absolwentem filologii. Oznacza to, że nie powinna być mu obca fonetyka. Musiał ćwiczyć wymowę na studiach godzinami oraz opanować poprawny zapis fonetyczny. Nie trudno wtedy zauważyć, że w językach obcych niekoniecznie korzysta się z tego samego zestawu fonemów, co w języku polskim. Wydaje się, że niektórzy nauczyciele:
1) nie są na tyle spostrzegawczy (mówiąc wprost są ignorantami);
2) oszukiwali na egzaminach lub trafili na wyjątkowo łaskawych wykładowców;
3) są leniami, którym nie chce się wysilić;
4) dowolna kombinacja punktów 1, 2 i 3.
Obejrzałam lekcje angielskiego TVP i mam takie odvzucie: 🙈🙉🙊 Pani z klasy 4 jest szczególnie odważna. Choć wydaje się sympatyczna, to na fonetyce i gramatyce prakrycznej chyba wagarowała. Nie wymawia typowo angielskich dźwięków, zapomina o przedimkach + #SzkołazTVP
— Dagmara (@DagmaraPisze) April 2, 2020
Oto komentarz, jaki znalazłem pod jedną z takich lekcji na YouTube:
„Skończyłam anglistykę na Uniwersytecie Wrocławskim. Uczę angielskiego od ponad 20 lat i zastanawiam się jakim cudem ta Pani , otrzymała ocenę pozytywną z fonetyki i skończyła studia? U nas z taką wymową odpadłaby na pierwszym roku..Rozumiem , że można mieć tremę, ale pewne rzeczy angliści mają wytrenowane. Może ona używa jakieś „regionalnej” wersji angielskiego? To na pewno nie jest British English ( RP)… Nie ma jak usprawiedliwić jej dziwnej wymowy.”
donna deary
Błędy językowe
Błędem, o którym zrobiło się wyjątkowo głośno był tekst powitania, które nauczycielka klasy IV zaproponowała uczniom:
W porządku. Nikt nie jest nieomylny i każdemu może zdarzyć się literówka. Ale ten tekst był wyświetlany przez kilkanaście minut! Gdyby prowadząca lekcję sama zwróciła uwagę na ten błąd, przeprosiła i od razu poprawiła, pewnie nie byłoby tematu. Ale nic takiego się nie stało… Dopiero w kolejnej lekcji błąd został poprawiony. Ale dlaczego słowa „Might” i „Great” są pisane wielką literą? W ogóle całe to zdanie budzi wątpliwości. Większość native speakerów powiedziałaby pewnie coś w stylu „Learning English can be fun”.
Kolejny przykład: bookshoop zamiast bookshop.
Oprócz tego ten nieszczęsny green-grocer’s… Czy jakikolwiek Anglik lub Amerykanin używa tego słowa? Raczej nie. Poza tym podana tutaj forma z myślnikiem nie istnieje w żadnym słowniku języka angielskiego.
Wprawne ucho dostrzeże też mnóstwo innych błędów językowych. Są to m. in.
– zadawanie pytań bez inwersji – „What I’ve got?”
– błędne stosowanie rodzajników – „I’m the English teacher”, „It’s a fur”.
Why so serious?
No właśnie… Joker mógłby pokazać nauczycielom właściwe podejście do życia! Ta uwaga dotyczy absolutnie wszystkich nauczycieli, których widziałem w akcji (chemii, geografii, języka polskiego i wielu innych przedmiotów). Zachowują się jakby za kamerą ktoś celował do nich z pistoletu.
Rozumiem, że nie są przyzwyczajeni do występowania przed kamerą, ale… Zakładam, że zgodzili się na udział w nagraniach i nikt nie zagroził im zwolnieniem z pracy jeśli tego nie zrobią. Po drugie nie są to występy na żywo, tylko nagrania wykonane wcześniej, zapewne po kilku próbach i otrzymaniu instrukcji ze strony ekipy telewizyjnej.
Czy Szkoła z TVP ma sens?
Oczywiście nie jest tak, że wszystkie lekcje Szkoły z TVP są beznadziejne, a nauczyciele do niczego. Z drugiej jednak strony lawina krytyki, która na spadła na TVP nie jest przypadkowa. Zamiast zobaczyć to, co najlepsze, zobaczyliśmy przerażającą przeciętność, na którą skazani są każdego dnia uczniowie. To świetna ilustracja tego, jak dysfunkcyjny jest państwowy system edukacji. I nie ma prawa być inny, dopóki odpowiada za niego Ministerstwo Edukacji.